sobota, 6 sierpnia 2016

3 dni do wylotu, problemy z walizką?!?

Powoli zaczyna do mnie dochodzić to, że lecę. Z jednej strony jestem bardzo podekscytowana, a z drugiej jest mi smutno, że nie będzie mnie tak długo w domu i nie zobaczę "na żywo" znajomych twarzy. Jednak ciągle nie mogę w to uwierzyć, jak długo mnie nie będzie. 
Jest wiele pozytywnych aspektów tego, że lecę. Na przykład to, że jemy na obiad na co tylko mam ochotę. Leniwe, schabowy z ziemniakami i mizerią, żurek... będę tęskniła za tymi domowymi obiadkami. 
Przeglądając mój plan lotów coś mnie tknęło żebym sprawdziła dozwolone wymiary i wagę walizek. Pierwsze linie lotnicze to British Arlways - sprawdzone, wszystko się zgadza. Jednak przy sprawdzaniu drugich linii lotniczych - American Airlines oczy wyszły mi na wierzch z przerażenia. Moja walizka podręczna, z którą miałam wejść na pokład jest za szeroka, o uwaga 4cm! 
Na szczęście dowiedziałam się, że w najgorszym wypadku będę musiała dopłacić 25$ i nadać jako bagaż rejestrowany. A w najlepszym obsługa lotniska przymknie oko i puści mnie z tą walizką. Ta druga opcja o wiele bardziej mi się uśmiecha, więc mam nadzieję, że obsługa będzie miała tego dnia dobry humor.


Wczoraj hsis poprosiła mnie żebym powiedziała jakich przedmiotów chcę się uczyć. Jutro jej mama jedzie do szkoły i zapisze mnie na nie jeśli będzie taka możliwość. Wybrałam to, co mnie najbardziej interesuje, czyli anatomia, biologia, chemia i wszystko co związane ze zdrowiem. Jeśli będę musiała uczyć się matematyki, wybiorę algebrę, a z języków obcych to francuski. Organizacja, z którą jadę narzuciła obowiązkową historię i angielski, więc na to jestem skazana. Chciałabym chodzić również na teatr lub musical, a najbardziej chcę dołączyć do drużyny cheerliderek. Jeszcze jedną rzeczą, którą chcę spróbować to gra w tenisa. Grałam w to tylko raz w życiu i bardzo mi się podobało. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie :)


czwartek, 4 sierpnia 2016

Zostało 5 dni, jadę na koncert!

Czy ja już nie wspominałam o tym jak ten czas szybko leci? Jeszcze tylko niecały tydzień i lecę. Pisząc tego bloga chwilami czuję się jakbym opisywała nie swoje, ale czyjeś życie. Po prostu nie mogę uwierzyć, że to moja "przygoda". Nawet pakując swoją walizkę nie byłam w stanie uświadomić sobie, że nie będzie mnie przez 10 miesięcy w domu. Dużo osób pyta mnie czy się nie boję lecieć sama na inny kontynent a w dodatku na tak długo. 
Moja odpowiedź brzmi: NIE WIEM. Po prostu jeszcze to do mnie nie dotarło i nie wiem kiedy dotrze... Może na lotnisku, albo u host rodziny, a może już jutro? 


Ostatnio dużo się u mnie dzieje.

W weekend rozmawiałam z hostami przez FaceTime. Wtedy moi rodzice też z nimi rozmawiali. Już są trochę spokojniejsi bo poznali ludzi, do których lecę i wiedzą, że będę pod dobrą opieką. To naprawdę cudowna rodzina i cieszę się, że to właśnie do nich trafiłam. Rozmawiając z nimi czuję, jakbyśmy znali się od dawna. Jeszcze w sierpniu jadę z host siostrą, Maddy na koncert zespołu 5 Seconds Of Summer! Czy nie zapowiada się wspaniale? Już nie mogę się doczekać!
A w poniedziałek miałam ściągany stały aparat ortodontyczny. Tuż po jego zdjęciu miałam dziwne uczucie... jakbym miała "gołe zęby". W końcu towarzyszył mi 24/h przez rok i zdążyłam się do niego przyzwyczaić. No i tego dnia pierwszy raz w życiu miałam też piaskowane zęby. Czułam jakby ktoś pod dużym strumieniem sypał piaskiem (w zasadzie to nie wrażenie, tak jest na prawdę) no i ten smak piasku z nutką wiśni. W końcu wszystkiego trzeba w życiu spróbować! :) 
We wtorek spotkałam się ze znajomymi. Nie mogę sobie wyobrazić, że nie zobaczę ich przez 10 miesięcy! Wieczorem obejrzałam film "Zanim się pojawiłeś". To najlepszy film jaki obejrzałam w ostatnim czasie. 
Każdego dnia znajduje coś w domu, co może mi się przydać w Ameryce, więc dopakowywuje to do walizki. Mam nadzieję, że nie będę miała problemu z jej zamknięciem :)


wtorek, 2 sierpnia 2016

Sztuka pakowania...

Pakowanie nie jest trudną czynnością. Do czasu.... kiedy nie musisz się spakować na 10 miesięcy. Jak pomieścić wszystkie niezbędne rzeczy w JEDNEJ walizce! To pytanie zadawałam sobie od dawna. 
I na tym zaprzestałam, aż do dnia, w którym wyłożyłam na łóżko wszystkie rzeczy, które chcę ze sobą zabrać. Moich "niezbędników" robiło się coraz więcej, a miejsca na łóżku zaczynało brakować. Moja przyjaciółka, kiedy zobaczyła zdjęcie, spytała czy spakowałam ze sobą cały pokój, haha. Powiedzcie mi jak mam wybierać między moją ulubioną granatową, a czarną bluzą? Albo jeansami bardziej lub mniej ciemnymi? Przecież to wszystko mi się przyda! Pewnie nie wiecie, bo skąd moglibyście wiedzieć, ale ja KOCHAM bluzy! Wydaje mi się, że jest to moja ulubiona część garderoby i gdyby nie te upały mogłabym w nich chodzić codziennie. Najgorsze jest to, że zajmują dużo miejsca w walizce i przynajmniej połowę z nich muszę odrzucić. Ale wróćmy do tego pięknego wieczoru, w którym wszystkie potrzebne rzeczy trafiły na łóżko. Przez dobrych parę minut zerkałam raz na łóżko, raz na wielkość walizki i tak na zmianę. Nawet ją rozłożyłam żeby sobie zwizualizować te wszystkie rzeczy w 94 litrowym bagażu. Wszystko na marne, nie wiem jakbym tego chciała, wszystko co wyłożyłam nie zmieści się. Jako, że robiło się już późno, a oczy same mi się zamykały przeniosłam wszystko na podłogę a dalszą część pakowania przełożyłam na następny dzień. Zasnęłam ze świadomością tego, że jutro czeka mnie nie lada wyzwanie.
Następnego dnia na szczęście z pomocą przyszła mama. Co ja bym bez niej zrobiła? <3 Pomogła mi w selekcji rzeczy, z których mam zrezygnować. O dziwo nie było tych rzeczy tak dużo. Po zapakowaniu wszystkiego oprócz kosmetyków i innych dupereli, których teraz potrzebuje nadszedł moment na ważenie. Warto dodać, że nie musiałam siadać na walizce żeby jej dopiąć (miałam jeszcze trochę wolnego miejsca). Tadamm waga pokazywała 17 kg, a limit wynosi 23kg! Wiecie co to dla mnie oznacza?! Mogę jeszcze coś dopakować! Dołożyłam jedynie jeszcze jedną bluzę. Stwierdziłam, że w Stanach się jeszcze obkupię (wiecie, te ich -70% promocje są kuszące... haha) więc nie ma sensu pakować wszystkiego tylko po to, żeby potem robić sobie problem z nadbagażem w drodze powrotnej. Kolejna walizka (tym razem malutka) to walizka kabinowa. Tam spakowałam rzeczy które przydadzą mi się na orientation w Nowym Jorku, żebym nie musiała już otwierać tej ogromnej. Dodatkowo będę jeszcze miała plecak, gdzie spakuje wszystkie rzeczy, które będę musiała mieć pod ręką (bilety, paszport i takie tam). Także możecie być ze mnie dumni :) Do wylotu zostało 7 dni a ja już prawie jestem spakowana. 

Oto kilka rad, które z pewnością ułatwią to zadanie nie tylko exchange studentom, ale każdemu kto wybiera się na wakacyjną podróż.

  • Nie pakuj się na ostatnią chwilę - oszczędzi ci to dużo stresów i nerwów, że możesz nie zdążyć na samolot lub pociąg.
  • Zrób wcześniej listę rzeczy, których będzieć potrzebował/a - dzięki niej z pewnością o niczym nie zapomnisz
  • Użyj torby próżniowej - dzięki niej twoje ubrania zajmą połowę mniej miejsca w walizce czy torbie. 
  • Zapakuj naszyjniki w folię spożywczą - pewnie znacie to uczucie kiedy jesteście na wyjeździe, chcecie założyć jakiś wisiorek, a wszystkie są poplątane? Jeśli tak, to jest to sposób stworzony dla was.
  • Włóż w buty skarpetki - to z pewnością sprawi, że w twojej walizce zrobi się choć trochę więcej miejsca.
  • Zabezpiecz kosmetyki przed rozlaniem - tu znowu z pomocą przychodzi folia spożywcza. Odkręć zakrętkę, połóż na nią kawałek folii, a następnie zakręć pojemnik. Dzięki temu będziesz miał/a pewność, że nic się nie wyleje.