I na tym zaprzestałam, aż do dnia, w którym wyłożyłam na łóżko wszystkie rzeczy, które chcę ze sobą zabrać. Moich "niezbędników" robiło się coraz więcej, a miejsca na łóżku zaczynało brakować. Moja przyjaciółka, kiedy zobaczyła zdjęcie, spytała czy spakowałam ze sobą cały pokój, haha. Powiedzcie mi jak mam wybierać między moją ulubioną granatową, a czarną bluzą? Albo jeansami bardziej lub mniej ciemnymi? Przecież to wszystko mi się przyda! Pewnie nie wiecie, bo skąd moglibyście wiedzieć, ale ja KOCHAM bluzy! Wydaje mi się, że jest to moja ulubiona część garderoby i gdyby nie te upały mogłabym w nich chodzić codziennie. Najgorsze jest to, że zajmują dużo miejsca w walizce i przynajmniej połowę z nich muszę odrzucić. Ale wróćmy do tego pięknego wieczoru, w którym wszystkie potrzebne rzeczy trafiły na łóżko. Przez dobrych parę minut zerkałam raz na łóżko, raz na wielkość walizki i tak na zmianę. Nawet ją rozłożyłam żeby sobie zwizualizować te wszystkie rzeczy w 94 litrowym bagażu. Wszystko na marne, nie wiem jakbym tego chciała, wszystko co wyłożyłam nie zmieści się. Jako, że robiło się już późno, a oczy same mi się zamykały przeniosłam wszystko na podłogę a dalszą część pakowania przełożyłam na następny dzień. Zasnęłam ze świadomością tego, że jutro czeka mnie nie lada wyzwanie.
Następnego dnia na szczęście z pomocą przyszła mama. Co ja bym bez niej zrobiła? <3 Pomogła mi w selekcji rzeczy, z których mam zrezygnować. O dziwo nie było tych rzeczy tak dużo. Po zapakowaniu wszystkiego oprócz kosmetyków i innych dupereli, których teraz potrzebuje nadszedł moment na ważenie. Warto dodać, że nie musiałam siadać na walizce żeby jej dopiąć (miałam jeszcze trochę wolnego miejsca). Tadamm waga pokazywała 17 kg, a limit wynosi 23kg! Wiecie co to dla mnie oznacza?! Mogę jeszcze coś dopakować! Dołożyłam jedynie jeszcze jedną bluzę. Stwierdziłam, że w Stanach się jeszcze obkupię (wiecie, te ich -70% promocje są kuszące... haha) więc nie ma sensu pakować wszystkiego tylko po to, żeby potem robić sobie problem z nadbagażem w drodze powrotnej. Kolejna walizka (tym razem malutka) to walizka kabinowa. Tam spakowałam rzeczy które przydadzą mi się na orientation w Nowym Jorku, żebym nie musiała już otwierać tej ogromnej. Dodatkowo będę jeszcze miała plecak, gdzie spakuje wszystkie rzeczy, które będę musiała mieć pod ręką (bilety, paszport i takie tam). Także możecie być ze mnie dumni :) Do wylotu zostało 7 dni a ja już prawie jestem spakowana.
Oto kilka rad, które z pewnością ułatwią to zadanie nie tylko exchange studentom, ale każdemu kto wybiera się na wakacyjną podróż.
- Nie pakuj się na ostatnią chwilę - oszczędzi ci to dużo stresów i nerwów, że możesz nie zdążyć na samolot lub pociąg.
- Zrób wcześniej listę rzeczy, których będzieć potrzebował/a - dzięki niej z pewnością o niczym nie zapomnisz
- Użyj torby próżniowej - dzięki niej twoje ubrania zajmą połowę mniej miejsca w walizce czy torbie.
- Zapakuj naszyjniki w folię spożywczą - pewnie znacie to uczucie kiedy jesteście na wyjeździe, chcecie założyć jakiś wisiorek, a wszystkie są poplątane? Jeśli tak, to jest to sposób stworzony dla was.
- Włóż w buty skarpetki - to z pewnością sprawi, że w twojej walizce zrobi się choć trochę więcej miejsca.
- Zabezpiecz kosmetyki przed rozlaniem - tu znowu z pomocą przychodzi folia spożywcza. Odkręć zakrętkę, połóż na nią kawałek folii, a następnie zakręć pojemnik. Dzięki temu będziesz miał/a pewność, że nic się nie wyleje.
Uczysz się śpiewu?
OdpowiedzUsuńParę lat temu chodziłam na zajęcia wokalne :)
OdpowiedzUsuń